Listopadowa polecajka

Kiedy kartkowałam tę książkę po raz pierwszy, w oczy rzuciły mi się dwa króciutkie fragmenty: „Pory to nie drzwi, nie można ich otworzyć ani zamknąć” i „Maseczka w płachcie to chusteczka nawilżająca z dziurami na oczy”. I już wiedziałam, że w czasie lektury zdobędę nie tylko dużo kosmetycznej wiedzy, ale będę się też dobrze bawić!

Caroline Hirons idzie na czołowe zderzenie z potęgą marketingu firm kosmetycznych, bez litości obnaża jego „kreatywność”, ale też jasno wyjaśnia, jak działa skóra, jak zmienia się z wiekiem lub pod wpływem warunków zewnętrznych, a co najważniejsze – jak i kiedy o nią zadbać. Caroline to dojrzała kobieta, mama czwórki dzieci i kosmetyczka, a to sprawia, że ma nie tylko ogromną wiedzę teoretyczną, ale także praktyczną. I ten złożony, pogmatwany i niejasny świat składników, formuł i rytuałów przybliża nam jak nikt inny!

Od prawie dwóch lat nie piję alkoholu i choć nie zarzekam się, że nigdy już nie będę, to na razie jakoś bardzo za nim nie tęsknię, tym bardziej, że udało mi się znaleźć bardzo fajne alternatywy. I o ile uważam, że białe i czerwone wino bezalkoholowe po prostu nie da się pić, o tyle jeśli chodzi o musujące warianty jest całkiem nieźle. Poniżej przedstawiam Wam moje top 4 musujących win bezalkoholowych, które naprawdę dają radę.

1. VinaO

2. Vendome

3. Zera

4. Les Cocottes

Dwie pierwsze kupuję u mojego winiarza w Bottega Vinea w Konstancinie. Dystrybutorem jest Argentyna Limited, więc pewnie tam najlepiej zapytać gdzie jeszcze można je kupić. Oba mają wersje rose, równie pyszne, jak te klasyczne.

Z kolei dwie ostatnie są w ofercie Carrefour. Do wyboru macie tam naprawdę dużo bezalkoholowych opcji, ale akurat te dwie zasmakowały mi najbardziej.

Ich twórczyniami są Ania i Ola, którym przyświecała idea stworzenia prostego produktu wysokiej jakości, który w znaczący sposób pozwoli na zmniejszenie zużycia zbędnego plastiku. Szczerze mówiąc, byłam zadowolona z mojej dotychczasowej pielęgnacji, ale bez większego przekonania zabrałam kostki na urlop, bo były dużo wygodniejsze niż butelki szamponu. Wzięłam i… przepadłam! Co prawda najpierw posługiwałam się nimi trochę nieudolnie, bo nigdy wcześniej nie „mydliłam” włosów, ale szybko ogarnęłam temat i dziś szybko i zgrabnie umiem już umyć włosy. Z kolei nakładanie odżywki jest jeszcze wygodniejsze niż tej w kremie, bo nic nie spada, cały produkt zostaje we włosach i świetnie się rozprowadza. A teraz najlepsze: kostki odpakowałam w połowie sierpnia i używam ich do dziś, a głowę myję 3-4 razy w tygodniu. Więc nie dość, że mają papierowe opakowania i wygodną w podróży formę, nie dość że służą włosom, to jeszcze są mega wydajne. Ja używam kostek do włosów normalnych i sprawdzają się znakomicie, ale kolejne kupię chyba do włosów suchych, żeby zobaczyć różnicę. I ciekawostka: jest też czarna kostka dla Panów!

W moim ulubionym sklepie Pieknowdomu.pl trwa właśnie świąteczny kiermasz. Zajrzyjcie koniecznie, to mają w ofercie cudowne ozdoby i dekoracje świąteczne. Dodatkowo z kodem CHOINKA macie 15% zniżki na wszystkie dekoracje oraz porcelanę! Korzystajcie, bo schodzą na pniu KLIK!

W zupełnej tajemnicy mogę szepnąć Wam, że razem z moim świątecznym ebookiem, będę miała dla Was specjalną zniżkę na… wszystko! Ale wybór ozdób świątecznych ozdób będzie już wtedy bardzo ograniczony!