Polecam na lato!
Oj! Dawno nie było „polecanki”, więc dzisiaj podrzucam Wam moje najbardziej udane zakupy z ostatnich tygodni!
Grill kontaktowy Silver Crest
Nigdy nie miałam potrzeby posiadania domowego grilla, bo wydawało mi się, że nawet w dni tak deszczowe jak ostatnio zastąpi mi go bez problemu patelnia grillowa albo piekarnik. Skusiłam się jednak i.. jestem w szoku. Łososia, steki, warzywa przyrządzam dosłownie w kilka minut, pyszne banany z masłem grillowane w skórce mam na zawołanie (a nie tylko wtedy, kiery wreszcie zmobilizujemy się do rozpalenia grilla na tarasie). NIC nie dymi i zapachy nie roznoszą się po domu, a co najważniejsze – płyty grzewcze są zawsze równolegle wobec siebie, więc nawet kiedy przygotowuję gruby plaster bakłażana albo kawał steka, wszystko grilluje się równomiernie. No i mogę wreszcie robić moje ulubione panini! Szczerze: już nie wiem, jak to było bez niego. Nie zastanawiajcie się ani chwili.
Kliknij w zdjęcie, i przenieś się bezpośrednio na stronę sklepu KLIK
Lekki balsam nawilżający Clochee
Clochee to polska marka, ze Szczecina zresztą, która produkuje naturalne kosmetyki w opakowaniach, które nie tylko w całości nadają się do recyclingu (w większości szklanych), ale także już są wykonane z materiałów, które zostały przetworzone, więc samo dobro. Mam kilka kosmetyków tej marki, m.in genialne różne rodzaje serum, o których mówię Wam na bieżąco na stories, ale jednym z kosmetyków, których używam najczęściej jest jednak krem do rąk, bo prawda jest taka, że bez przerwy te ręce moczę, suszę, wycieram, kopię nimi w ziemi w ogródku i generalnie ich nie oszczędzam. Krem na bazie szałwii i zielonej herbaty pięknie wygładza i nawilża ręce i zostawia leciutki film, ale nie taki, który wkurza i zostawia tłuste ślady na wszystkim, tylko chroni. I ma cudny, trochę męski zapach (bo wszystkie kosmetyki Clochee pachną bosko!).
Marka Clochee przygotowała dla Was specjalny kod zniżkowy: pedantula20 Po wpisaniu tego kodu cena wszystkich nieprzecenionych produktów obniży się o 20%!
Koszyk zamiast torebki
Kocham ten moment, kiedy tenisówki mogę zastąpić sandałkami, a torebkę koszykiem. Tak, tak, bo latem noszę koszyk! Tak całkiem szczerze mówiąc, wcale nie jest wygodniejszy niż torba, ale fantastycznie się prezentuje i z sukienkami, i z szortami, i z klapkami, i ze wszystkim co letnie. Ja mam trzy: jeden, przypominający torebkę, kupiony w second handzie i drugi zupełnie nie pamiętam skąd – jak znam życie z jakiegoś targu :), taki przypominający walizeczkę i trzeci, rozkloszowany, najmniej praktyczny, ale za to pojemny jakiejś zagranicznej marki.
Ale są dwa polskie sklepy, które podglądam (z oczywistych powodów tylko podglądam, bo jednak trzy koszyki to już rozpusta) i które gorąco Wam polecam! W sklepie Gaba (www.gaba.pl), gdzie znajdziecie koszyki (również z rogożyzny) nie tylko do noszenia ze sobą, ale także do domu, a także meble (nie tylko ogrodowe).
Z kolei sklep Roboty Ręczne ma genialne, bardziej „torebkowe” koszyki – cenowo z wyższej półki, ale za to z pięknym wyściełaniem i ekstra dodatkami – ja oszalałam na punkcie Ladybead Wicker z rączką z korali
Aperitivo (i to bez alkoholu)
Już kiedy byłam we Włoszech w lutym, zauważyłam, że oprócz tradycyjnego aperitivo (czyli kieliszka białego czy musującego wina albo jakiejś lokalnej wersji spritz z mini-przegryzką) w okolicach 18:00 coraz większy jest wybór opcji bezalkoholowych i to naprawdę smacznych. A że od kilku miesięcy nie piję alkoholu wcale, to musiałam zaleźć smaczną, wytrawną alternatywę. Najpopularniejsza opcja we Włoszech to Sanbitter, produkowany przez popularną markę San Pellegrino – obie niestety dość trudno dostępne w polskich sklepach stacjonarnych. Ale ten trop doprowadził mnie do małych Włoch na warszawskich Włochach, czyli Mille Sapori (https://millesaporisklep.pl). Kiedy weszłam tam po odbiór zamówienia, szczęka dosłownie mi opadła, bo nawet magazynierzy są Włochami! Wybór włoskich produktów spożywczych, zwłaszcza tych mniej w Polsce znanych marek jest ogromny! Kupuję tam oliwę, makarony i pomidory tych marek, które do tej pory woziłam w bagażniku, wracając w włoskich wakacji. No i oczywiście Sanbitter, który mieszam z lodem, plasterkiem cytryny i pomarańczy i mocno gazowaną wodą i piję późnym popołudniem, zazwyczaj oglądając końcówkę La Vita in Diretta, czyli mojego ulubionego programu codziennego na Rai 1. Aha! W Mille Sapori możecie się też zapisać na warsztaty z moim ukochanym włosko-polskim szefem kuchni Nestorem Grojewskim (szczegóły tu: https://www.facebook.com/millesaporifanpage/)