Dobrostan, SPF w mgiełce i wielopielo, czyli polecajka na lipiec
W lipcowej polecajce zebrałam dla Was – jak co miesiąc – coś dla duszy i coś dla ciała!
„Dobrostan – o szczęśliwym, bogatym i spełnionym życiu” Agnieszka Maciąg
Uwielbiam książki Agnieszki Maciąg, bo mamy podobne spojrzenie na świat i zachodzące w nim zjawiska, tyle że spojrzenie Agnieszki jest pogłębione, wzbogacone bardzo głębokim aspektem duchowym. Ta duchowość – tak ważna u Agnieszki – nie jest mi dana, ale to nie przeszkadza mi wyciągać z tych mądrych, spokojnych książek mnóstwa wartościowych rzeczy dla siebie. A „Dobrostan” jest mi szczególnie bliski, bo podobnie jak autorka jestem głęboko przekonana, że w bardzo dużej mierze nasze zadowolenie i szczęście zawdzięczamy sobie samym, a na sprzyjające okoliczności musimy sobie zapracować dobrym nastawieniem do otaczającego nas świata. To bardzo życiowa, pogodna, dodająca sił książka, którą serdecznie Wam polecam!
Agnieszka Maciąg, „Dobrostan, o szczęśliwym, bogatym i spełnionym życiu” [kliknij tutaj, lub w zdjęcie aby przenieść się prosto do sklepu]
La Roche Posay – Anthelios Dermo-Pediatrics
Krem z filtrem 50+ to najlepszy kosmetyk chroniący przed promieniami słonecznymi dla dzieci (i nie tylko), jaki znam, bo ma formę… mgiełki. Każdy rodzic, który próbował posmarować swoją pociechę kremem w upalny dzień (najlepiej jeszcze na plaży), wie, że ubieranie wiercącego się noworodka czy wciskanie w zimowy kombinezonik dwulatka były tylko marną rozgrzewką przy rozsmarowywaniu tłustego kremu zostawiającego białe smugi po rozgrzanym ciałku młodego człowieka, który myślami jest już w wodzie i często drze się w niebogłosy, żeby go już zostawić w spokoju. A tu: psikamy, rozcieramy i gotowe. Mgiełka nie zostawia tłustego filmu ani białych smug, tylko przepięknie się rozsmarowuje i świetnie chroni. Sprawdza się równie dobrze przy ośmiomiesięcznym niemowlaku, jak i przy nastolatku (oraz jego rodzicach). Zresztą (jak widać na załączonym obrazku) to nie jedyny produkt marki La Roche Posay, który króluje w naszym domu – ja uwielbiam serię Hydraphase, która świetnie nawilża (mimo lekkich konsystencji produktów). Delikatną skórę Roberta pielęgnujemy serią Lipicar, a Rysiek profilaktycznie używa serii Effeclar. Tylko mój mąż chyba nie ma swojego ulubieńca, ale on jest szorstkim Wikingiem, to nie musi 🙂
ŁADNY wiatrak
Może to jest urządzenie, którego używamy w domu dwa miesiące w roku (zwłaszcza w TAKIM roku, który ciepły zrobił się w czerwcu), ale nawet taki „przelotny” gość w salonie powinien wyglądać jak należy. Bardzo lubię wiatraki w stylu retro, bo jakoś nie kłują w oczy tak, jak te białe, plastikowe, w dodatku na wysokiej nóżce. I jakoś fakt, że wiatrak stoi tylko na podłodze nie odejmuje mu skuteczności w poruszaniu powietrza tak, by łatwiej wytrzymać najbardziej upalne godziny dnia. O wiatrakach napisałam w zeszłym roku cały wpis, a dziś namawiam gorąco do wybierania takich, które nie będą razić Waszego zmysłu estetycznego. Ja do mojego przywiązałam dodatkowo kolorowe tasiemki, które pięknie powiewają jako naoczny dowód wentylatorowej skuteczności. A tu podrzucam Wam parę wentylatorów w moim stylu!
1: Wiatrak podłogowy RAVEN ECP002N, dzięki któremu poczujesz się jak Beyonce [KLIKNIJ TUTAJ, żeby przenieść się prosto do sklepu]
2: Wiatrak stojący RAVEN EWS002 w klasycznym stylu [KLIKNIJ TUTAJ, żeby przenieść się prosto do sklepu]
3: Wiatrak biurkowy w zabawnym kształcie telewizorka Baseus Time desktop CXTM-21 [KLIKNIJ TUTAJ, żeby przenieść się prosto do sklepu]
Pieluszki wielorazowe Puppi
Będę szczera – gdyby nie to, że publicznie zobowiązałam się, że spróbuję pieluch wielorazowych, to… chyba bym się do tego testu nie zmusiła. Ale wiecie co? To była najlepsza rzecz, jaką zrobiłam ostatnio: dla dobra planety, dla dobra Roberta i dla swojego portfela. Myślę, że będę pisać na ten temat nieco więcej, kiedy nabiorę doświadczenia, ale okazuje się, że wielo-pielo jest łatwe i wcale nie jest tak kłopotliwe, jak mogłoby się wydawać. A przy każdej zmianie pieluchy myślę z dumą o tym, że właśnie jedna pielucha jednorazowa mniej będzie rozkładać się latami, zanieczyszczając przyszłość naszych dzieci. Może to mała rzecz, ale jak je pomnożyć przez 6-7 dziennie, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku to mamy ponad 2 000 wyrzuconych pieluch mniej.
Mimo upałów skóra Roberta się nie odparza i nie obciera. No i kosztowo też nie ma dramatu: rzeczywiście pierwsza inwestycja jest duża, ale zwraca się po 3 miesiącach użytkowania (tak przynajmniej wychodzi w moim wypadku). Wybrałam pieluszki Puppi, bo po pierwsze właśnie z ich profilu czerpałam solidną, praktyczną i darmową wiedzę i chciałam jakoś za to podziękować. Puppi ma też super wygodny i prosty system SIO – na dobry początek kupiłam zestaw startowy, w którym było wszystko, czego mogłam potrzebować, żeby „ogarnąć” temat na start, potem dokupiłam więcej chłonnych wkładów (żeby nie prać ich non-stop) i kilka otulaczy (to ta zewnętrzna część pieluszki) z wełny merynosa i powiem Wam szczerze – nie taki diabeł straszny. Jedyna różnica, która jest dla mnie odczuwalna, to konieczność częstszego przewijania, ale to naprawdę żadna niedogodność w porównaniu z korzyściami. Jeśli myślicie o wielopielo, to nie zwlekajcie (i zaglądajcie do Puppi po porady!).
Pieluszki wielorazowe Puppi [kliknij tutaj lub w zdjęcie aby przenieść się prosto na stronę Puppi]
W tym wpisie znajdziecie aktywne linki, które przeniosą Was prosto do sklepu. Klikając nazwy wybranych przeze mnie modeli, możecie sprawdzić aktualne ceny i promocje! Są to linki afiliacyjne. Będzie mi miło, jeśli z nich skorzystacie. Spośród całej szerokiej oferty sklepu wybrałam produkty naprawdę godne rekomendacji – jeśli dokonacie zakupu za pośrednictwem mojego linku, ja otrzymam prowizję od zakupu. Mam nadzieję, że wybrane przeze mnie modele będą pomocne przy podejmowaniu decyzji.