Sposoby na damską torebkę
Jest zawsze z nami… Częściej, niż przyjaciółka… Na randce, na zakupach, w pracy, w kinie. W domu czeka na nas cierpliwie. Zawsze pomocna, wierna i w zasięgu ręki.
ALE! Współpraca z nią może się okazać koszmarem jeśli nasza powierniczka jest źle zorganizowana.
Dzisiaj podzielę się z Wami moimi dwoma sposobami na to, by torebka – bo przecież o niej mowa – była zawsze przygotowana na każde zadanie jakie przed nią postawisz – i któremu przy okazji sama będziesz musiała stawić czoła.
Oba sposoby wypróbowałam w boju – wierzcie mi – od lat żyję w biegu, zawsze między pracą, domem i obowiązkami, które pewnie świetnie znacie ze swojego życia. Mieszkam ponad 20 km od miasta, a to sprawia, że WSZYSTKO co może być mi potrzebne danego dnia muszę mieć przy sobie od rana. Jeśli rano lecę do pracy, potem mam jeszcze 3 spotkania, a wieczorem jakimś cudem uda mi się umówić z mężem na randkę, oznacza to kilka dodatkowym kilogramów bagażu: buty na zmianę, kosmetyki, żeby móc poprawić makijaż w ciągu dnia i bluzka z dekoltem zamiast swetra na miłe zakończenie wieczoru. Jestem jak ślimak, mam swój domek zawsze ze sobą i nic mnie nie zaskoczy (nawet niespodziewany jednodniowy wyjazd, ale o tym później).
Owszem, mam szaloną pracę… „Dzień Dobry TVN” zaskakuje mnie nowymi zadaniami właściwie codziennie. Być może Twoje życie jest trochę bardziej poukładane – nawet jeśli tak jest, myślę, że możesz wykorzystać chociaż część moich sprawdzonych rozwiązań.
Po pierwsze: dwie torebki.
To naprawdę najwygodniejsze rozwiązanie, niezależnie od tego jaką masz pracę (nawet jeśli pracujesz tylko w domu, bo jak wiemy NIE MA niepracujących kobiet!) W małej, podręcznej torebce na ramię mam portfel, chusteczki, klucze, identyfikator do pracy i maleńki błyszczyk. Tylko tyle, ile może Ci być potrzebne kiedy idziesz do sklepu, po dziecko do szkoły, z koleżanką na kawę.
Druga, większa torba to już prawdziwa kopalnia najpotrzebniejszych rzeczy. NIE MUSISZ OCZYWIŚCIE NOSIĆ TEGO WSZYSTKIEGO CO JA. Moja duża torba waży czasem 7 kilogramów… Mam ją zawsze ze sobą tylko dlatego, że do miasta jadę samochodem. Gdybym miała biurko (a nie mam) i stale miejsce pracy (a nie mam), pewnie miałabym większość tych rzeczy w szufladzie biurka (której, oczywiście nie mam). Dlatego zgodnie z zasadą, że przezorny zawsze… przygotowany – zdradzam zawartość swojej torebki.
Po drugie: porządek w środku
Do niedawna idealnym rozwiązaniem był dla mnie materiałowy, usztywniany organizer. Dość często zmieniałam torebki, a wszystkie były podobnej wielkości. Organizer był zapakowany na stałe: była przegródka na długopisy, kalendarz, minimum kosmetyków, gumy do żucia i klucze, mały grzebyk i ładowarkę. Wystarczyło takiego „gotowca” przełożyć z jednej torebki do drugiej i miałam gwarancję, że niczego nie zapomniałam. Organizer to idealne rozwiązanie żeby utrzymać w torebce porządek – nic nie lata luzem, wszystko jest pod ręką i można sięgać po wszystko na pamięć. Polecam!
Niestety czasy organizera skończyły się wraz ze zmianą pracy. Teraz muszę mieć przy sobie o wiele więcej rzeczy – dni w pracy stały się dłuższe, często jestem w podróży i muszę mieć przy sobie przez cały czas w zasadzie mały bagaż podróżny. Wielgachna torba ma jeszcze tą zaletę, że można do niej dorzucić buty na zmianę w woreczku, gruby szal na podróż, a w wersji ekstremalnej nawet ubranie na zmianę na jeden dzień – wszystko bez przepakowywania.
Ponieważ torba jest OGROMNA noszę w niej małe saszetki (takie kosmetyczki, które dostaje się kupując zestaw kosmetyków w perfumerii – zbierałam je od dawna i wiedziałam, że kiedyś się przydadzą). Każda saszetka jest „tematyczna”.
Pierwsza to niezbędne kosmetyki: puder, tusz, szminka, konturówka, perfumy w wersji mini – wszystko, czego potrzebuję, żeby poprawić makijaż w ciągu dnia, albo żeby pomalować się w drodze do pracy na światłach (dosłownie). Do tego krem do rąk, miniaturka kremu do twarzy i – na wypadek dłuższego stania w korkach – olejek do skórek w długopisie.
Druga to saszetka „nie znasz dnia ani godziny”: wkładki higieniczne, szczelne woreczki foliowe w rolce owiniętej gumką, żeby się nie rozwijały, gumka też może się przydać (worki ze sklepu dla zwierząt, przydają się na śmiecie w podróży, na niespodziewanego pawia gdy dziecko ma chorobę lokomocyjną, gdy trzeba posprzątać po psie albo kiedy nie ma gdzie wyrzucić zużytej niemowlęcej pieluchy), mini-rolka do czyszczenia ubrań (kto ma kota albo psa rozumie po co), mini pasta do zębów i składana szczoteczka, nitka do zębów (gdyby wspomnienie po lunchu było trochę zbyt natrętne) zatyczki do uszu (tak, tak, przydają się częściej niż myślicie, zwłaszcza od kiedy w pociągach są otwarte przedziały, a wszyscy mają komórki…), sztyft zapobiegającym obtarciu pięt (działa cuuuuda), mokre chusteczki do okularów (mają o wiele więcej zastosowań niż tylko czyszczenie okularów), krem z filtrem (nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie ci stać kilka godzin na słońcu – ok.. zimą pewnie jest zbędny, ale boję się, że jak go wyjmę to latem zapomnę). Aha, i zwinięty z hotelu zestaw do szycia – nigdy nie wiadomo kiedy będzie trzeba przyszyć guzik.
Trzecia jest saszetka „medyczna” – plastry w różnych rozmiarach – choćby po 1 sztuce, plasterek na pięty – gdyby sztyft nie zadziałał, coś od bólu głowy na wszelki wypadek i coś na zimno na ustach (podobno pomaga tylko kiedy użyje się kremu natychmiast, więc musi być pod ręką). Aha, i jeszcze saszetka na przeziębienie – tylko jedna, doraźnie i gazik do odkażania – każda mama wie, że skaleczone kolano wymaga mocnych środków!
Czwarta saszetka jest elektroniczna: wtyczka do prądu z końcówką USB, dwa kabelki do wtyczki – do telefonu albo do ładowania głośnika, wtyczka do ładowania telefonu w samochodzie, karta do aparatu z adapterem do USB.
Piąty jest piórnik – mój zawód wymaga tego, żebym zawsze była w stanie coś zapisać, dlatego długopisów i ołówków mam ze sobą zawsze kilka – gdyby coś się wypisało, gdyby trzeba było komuś pożyczyć albo gdyby Rysiek jednocześnie akurat chciał porysować.
Do tego kalendarz i notes gotowe. Tak… nawet w czasach smartfonów nie umiem zrezygnować z tradycyjnego, papierowego kalendarza. .. Niepraktyczne? Strasznie, ale co ja poradzę, skoro lubię! W kieszonce torby mam jeszcze chusteczki (suche i mokre) i gumę do żucia oraz klucze z wielkiiimi i długiiimi breloczkami, żeby łatwo było je znaleźć.
No dobrze, czasem czuję się jak wielbłądzica… Cale przynajmniej nic mnie nie zaskoczy!
Zobacz także jak przechowywać torebki.
Podziwiam Panią, ja nie jestem tak zorganizowana.
świetna organizacja kosmetyczkowa!:)
Dzięki, sprawdza się bez zarzutu 🙂
Ja właśnie chciałabym sobie kupić teraz jakąś dużą torebkę, bo w mniejszych zupełnie nie potrafię się zorganizować. Może w dużej się uda. Co byście polecały z tej kolekcji https://www.wittchen.com/kobieta/torebki-damskie/duza ? Chodzi mi o aspekt bardziej praktyczny niż wizualny 🙂
Do tej pory również potrzebowałam takiej ogromnej torby i myślałam, że przepakowanie w mały, lekki egzemplarz nie jest możliwe, a jednak się udało. Ostatnio postawiłam na ręcznie robione torebki od Bohou z myślą o lecie i zwiewnych sukienkach – ostatecznie wyszło tak, że nie rozstaje się z tymi torebkami, bo są piękne i pasują dosłownie do wszystkiego, a do tego ich lekkość nie obciąża już mojego obolałego kręgosłupa. Polecam, da się!
Zamiast ładowarki mam pawer bank. To tego kolorowanka,zeszyt na bazgroły,kredki,dwa ludziki lego,. W apteczce mam gorące,nospe,dla dzieci Nurofen w kapsułkach,na wzdęcia proszek bez popijania,na biegunkę bez popijania,żel na ukąszenia. Multitool i mini latarka też jest.Lyzeczki plastikowe.Sol i ketchup- te miniaturki z barów i wykałaczki . Mam tylko problem z telefonem i kluczykami do auta,które zawsze mi się gdzieś chowają . A jestem ” tylko” mamą na cały etat.
Pani Ulu ja do tego noszę jeszcze butelkę filtrującą i batonika na wszelki wypadek. I landrynki. I drugie okulary tak na wszelki wypadek bo mam dużą wadę. A tak to widzę identycznie się pakuję w torebkę. A raczej torbiszon 😊
Super duża torba. Gdzie można taką kupić?
Jest tylko jedno ale… ale jak to dźwigać jeżeli nie ma się samochodu?
Z drugiej strony same saszetki ciężkie nie są, a jednak Twój niezbędnik niemal pokrywa się z moim. Sama od kilku lat stosuję częściowy system saszetkowy z tym że niektóre rzeczy mam jednak luzem i potem gmeram pomiędzy saszetkami 😀
A klucze oprócz jaskrawych breloczkow posiadają smycz, którą przywiązuję do doszytego w torebce karabińczyka i wystarczy pociągnąć za smycz a klucze same do mnie przychodzą 😉
Doszyj sobie dwa karabinczyki do torebki a do kluczy i telefonu przymocuj „smycz” łatwo i szybko przypniesz/odepniesz smycz od karabinczyka, a poszukiwania ograniczą się do pociągnięcia za smycz. Mi się sprawdza 🙂
Mariolka, muszę Cię zmartwić: w dużej też nie poradzisz a wręcz będzie trudniej bo więcej się zmieści. Więcej miejsca = więcej bałaganu. Mówię z doświadczenia, wprawdzie mnie udało się z tego wyjść ale kosztowało mnie to trochę samozaparcia i pytania się siebie: czy ja na pewno chcę to dźwigać? Nie pytanie czy mi to się przyda (odp zawsze jest twierdząca) ale właśnie czy ja chcę to dźwigać. 😉 A kosmetyczkę też mam, w której mam tylko naprawdę potrzebne rzeczy. Pozdrawiam 🙂
Dziękuję za świetny wpis. Chętnie wypróbuję ten patent z systemem kosmetyczkowym.
To teraz biorę się do roboty!