Stacja parowa zamiast zwykłego żelazka – czy warto?
Z mojej stacji parowej korzystam już ponad 3 lata, ale do dziś pamiętam, jak wielką zmianą było przejście na ten wynalazek po latach korzystania z tradycyjnego żelazka. Z mojej perspektywy stacja parowa ma jedną wadę: rozmiar. Trzeba mieć odpowiednio dużo miejsca do jej przechowywania, bo to jednak kawał solidnego sprzętu. Poza tym wad nie ma.
Zalet za to jest mnóstwo, więc dziś podzielę się z Wami wnioskami po trzech latach użytkowania i podpowiem, na co zwrócić uwagę przy zakupie, jeśli też chcecie dokonać takiej zmiany.
Szybciej i łatwiej
Najmocniej widoczna zmiana to „duże formaty” – obrusy, pościel, zasłony. Nawet jeśli są przesuszone, to za pomocą stacji parowej można je wyprasować szybko i sprawnie. Prasowanie wielkiej poszwy na kołdrę zajmuje mi teraz tylko chwilę – kiedyś naprawdę tego nie lubiłam i woziłam pościel do magla, byle tylko nie musieć się męczyć. Przy stacji parowej wystarczy tak naprawdę jedno pociągnięcie stopką, a wszystkie załamania i zmarszczki się prostują (nich ktoś wymyśli coś takiego do skóry na twarzy, a pierwsza to kupię!). Dodatkowo stacja parowa jest gotowa do użycia w dwie minuty po podłączeniu, bo tyle trwa nagrzanie się całego sprzętu. [Więcej o prasowaniu dużych formatów dowiesz się z tego wpisu: KLIK]
Sucho czy mokro
Jedno z pytań nurtujących osoby, które ze stacją parową nie miały do czynienia brzmi: czy rzeczy po prasowaniu są wilgotne? Czy trzeba je dosuszyć? I tak, i nie. Para oczywiście jest wilgotna, ale jednocześnie na tyle gorąca, że natychmiast… odparowuje. A zatem prasowane ubrania są gotowe do założenia albo włożenia do szafy, jak tylko wyschną, czyli… w kilka chwil. Nie wymagają dodatkowego suszenia, nawet kiedy stosuje się parę w opcji turbo. Oczywiście stacją parową można prasować też tradycyjnie, czyli bez użycia pary (tylko po co?).
W pionie i w poziomie
Kiedy korzystałam jeszcze z tradycyjnego żelazka, miałam jednocześnie małe, turystyczne żelazko parowe, które służyło do szybkiego odświeżania ubrań (na przykład po wyjęciu z szafy, w której wisiały trochę za długo albo trochę za ciasno) bez rozkładania deski do prasowania. Stacja parowa to dwa w jednym: równie wygodnie można nią prasować w poziomie, na desce albo w pionie. Opcja turbo wyrzut pary jest naprawdę solidna i delikatne tkaniny takie jak jedwab czy wełna można pięknie wyprasować kompletnie bez dotykania ich stopką żelazka.
Zero zniszczonych ubrań
To jeden z wielkich plusów stacji parowej: od kiedy ją mam NIC nie przypaliłam, NIC nie uszkodziłam, NIC nie ucierpiało w wyniku prasowania. Stopkę żelazka mogę zostawić nawet na jedwabnej bluzce i kompletnie nic się nie stanie. Stacja parowa nie wymaga żadnej regulacji: prasujesz, jak leci, przeplatając jeansy z delikatną koszulą. Przy żelazku układałam rzeczy w kolejności: najpierw te delikatne, potem te wymagające wyższej temperatury prasowania. Jak coś mi umknęło, trzeba było czekać na to, aż żelazko wystygnie. Teraz nawet o tym nie myślę. Stacja parowa jest też delikatniejsza: po żelazku jeansy stawały się sztywne, a w przy kieszeniach powstawały takie nieestetyczne ślady po prasowaniu, na wierzchniej warstwie odbijało się wszystko, co było pod spodem – przy stacji parowej ten problem nie występuje.
Ona dba o Ciebie, Ty zadbaj o nią
Stacja parowa nie jest szczególnie wymagająca, jeśli chodzi o utrzymanie, ale dość często (w moim przypadku co kilka „sesji prasowania”) trzeba ją odkamienić. U mnie jest to banalnie proste: w urządzeniu znajduje się zakrętka, którą odkręcamy kiedy żelazko jest wystudzone i wylewamy zebraną tam resztkę wody i gotowe. W ciągu trzech lat nie zdarzyła mi się żadna awaria stopki, nic się do niej nie przykleiło i nic jej nie ubrudziło (myślę, że to zasługa pary, która prasując, jednocześnie chroni stopkę).
Na co zwrócić uwagę przy zakupie?
- ciśnienie – moje żelazko ma 7,7 bara i to już dużo. Im wyższe, tym efektywniejsze i szybsze będzie prasowanie, zwłaszcza w pionie i zwłaszcza trudnych, mocno wysuszonych i wygniecionych tkanin;
- wytwarzanie pary – moje żelazko parowe „produkuje” 160 gramów na minutę. Im więcej pary, tym łatwiejsze prasowanie. Z tym parametrem jest powiązane „turbo”, o którym pisałam wcześniej, czyli wystrzał pary, który u mnie zwiększa ten parametr aż do 550 gramów na minutę;
- moc – od niej zależy, jak szybko żelazko się nagrzewa i jak sprawnie tę temperaturę utrzymuje. Moc mojej stacji to 2 700 W i to są już górne rejestry, dające naprawdę super efektywność;
- pojemność zbiornika na wodę – w mojej stacji parowej wynosi ona 1,8 litra i rzadko się zdarza, żebym musiała dolewać wodę w trakcie nawet dłuższej sesji prasowania.
Oto zestawienie dostępnych stacji parowych:
1: Beko SGA8328B [KLIK] w dobrych parametrach i w przystępnej cenie
2: Bosch TDS6110 [KLIK] z systemem antywapiennym i funkcją „strażaka”, wyłączającą żelazko gdy przez kilka minut jest nieużywane
3: Philips PerfectCare Elite Plus GC9675/80 [KLIK] żelazko, którego używam od ponad trzech lat i jestem z niego bardzo zadowolona
Prasowanie – wszystko co chcecie wiedzieć, w jednym miejscu!
W opisach zdjęć znajdziecie aktywne linki, które przeniosą Was prosto do sklepu. Klikając nazwy wybranych przeze mnie modeli, możecie sprawdzić aktualne ceny i promocje! Linki, które widzicie w tym wpisie, to linki afiliacyjne. Będzie mi miło, jeśli z nich skorzystacie. Spośród całej szerokiej oferty sklepu wybrałam produkty naprawdę godne rekomendacji – jeśli dokonacie zakupu za pośrednictwem mojego linku, ja otrzymam prowizję od zakupu. Mam nadzieję, że wybrane przeze mnie modele i rekomendacje będą dla Was pomocne.