Tanie i skuteczne nawilżanie zimą
Kochani, kilka dni temu wrzuciłam Wam na stories moje ulubione kremy na zimę, ale ponieważ storki to rzecz ulotna, to zapisuję tu ku pamięci!
1. Nanobase (cena od 25 zł)
Poleciła mi go moja Pani Ania kosmetyczka, a ja Pani Ani ufam bezgranicznie. Nanobaza koi, wygładza i regeneruje. To taki opatrunek w kremie, a raczej w maści, bo konsystencja jest naprawdę solidna. Zapach ma właściwie neutralny, ja go zupełnie nie czuję. Ładnie i lekko rozprowadza się po twarzy i nie tworzy takiej „błyszczącej” maski, ale kompletnie nie nadaje się pod makijaż, bo jest na to stanowczo za bogaty. Mam wrażenie, że moja skóra go „pije”, więc od czasu do czasu zakładam moje ukochane uszka i nakładam go kilka razu dziennie, kiedy tylko poczuję, że poprzednia warstwa już się wchłonęła.
Mam na sobie opaskę Gatta z mojego sklepu Wygodnie. KLIKNIJ TUTAJ lub w zdjęcie i przenieś się prosto do sklepu.
2. Bepanthen maść (cena od 26 zł)
To sekret, którym podzieliła się ze mną Joanna Przetakiewicz (która – umówmy się – może kupić nawet najdroższe kremy świata ze złotem, kawiorem i diamentami w proszku). Mama Joanny, z zawodu farmaceutka, poleca go jako idealny specyfik dla wysuszonej, zniszczonej, zmęczonej skóry. I ma rację! Jak wiadomo to, co jest dobre dla dzieci, jest dobre i dla nas! Nakładając tę maść, mam wrażenie, że kładę na buzię opatrunek. Ponieważ konsystencja tego specyfiku jest dość ciężka, to nie rozsmarowuje się on idealnie, trzeba go trochę „wpracować” w skórę, ale efekty są fantastyczne. Po nałożeniu na jakiś czas pojawia się taki błyszczący efekt, ale maść szybko się wchłania i zostawia leciutki, za to bardzo przyjemny film, dający wrażenie warstwy ochronnej. Jeśli chcecie używać go pod makijaż, to lepiej wybierzcie krem, który ma dużo lżejszą konsystencję.
3. Egyptian Magic (cena od 90 zł)
W składzie ma składniki pochodzenia pszczelego oraz oliwę z oliwek. Może być zarówno kremem do wyjątkowo wysuszonej skóry twarzy, opatrunkiem na przesuszone pięty, regeneracją dla końcówek włosów i balsamem do całego ciała. Uwielbiam jego „pszczeli” zapach i oliwną konsystencję, zwłaszcza kiedy wmasowuje się go przy nakładaniu. Już odrobina wystarcza, żeby starannie posmarować spory obszar, więc choć jest drogi, to jednak bardzo wydajny. Jedyna jego wada to to, że zostawia naprawdę mocne błyszczące ślady na buzi na dość długo. Widać tę tłustą warstewkę, więc nie ma cienia szans, żeby nałożyć makijaż wcześniej niż po kilku godzinach. Natomiast na noc nie ma nic lepszego, bo czasem nawet po całej nocy można jeszcze wmasować niewchłonięte pozostałości kremu w skórę.
Podrzuciliście mi informację, że Eveline ma podobny krem, w lepszej cenie, Eveline Egyptian Miracle (cena od 18 zł) i już go kupiłam, ale muszę najpierw „wykończyć” swój, żeby otworzyć coś nowego. Kiedy tylko go wypróbuję, dam Wam znać i zaktualizuję wpis.
4. Retimax 1500 (cena od 5,30 zł)
To z kolei cudo, które poleciła mi moja Beatka, mistrzyni pazurków. Beata stosuje go u swoich klientów zimą, kiedy prawie każdy z nas ma naprawdę przesuszone, zmęczone dłonie. Idealnie sprawdza się także jako balsam na pękające usta czy opatrunek dla szorstkich opuszków palców czy pięt. Krem jest również polecany po zabiegach złuszczających i na oparzenia słoneczne. Szybko koi, nawilża i regeneruje skórę. Podobnie jak poprzednicy nie nadaje się jednak pod makijaż.
Linki zamieszczone we wpisie to linki afiliacyjne.