Walentynki – kino inaczej
Wiele par bojkotuje walentynki widząc w tym święcie jedynie sposób na wyciągnięcie kasy od zakochanych.
Ja uważam, że każda okazja do celebrowania miłości jest fajna, ale róbcie to po swojemu, a nie w narzucony sposób. Oto parę pomysłów na domowe kino na walentynkowy wieczór „bez napinki” i taki, który sprawi przyjemność obojgu partnerom.
Kino w domu
Co prawda „Sztuka kochania” jest idealnym filmem na Walentynki, ale póki co prognozy mówią, że będzie -5 i śnieg, a w domu jest tak przytulnie… Dlatego kino możecie śmiało zorganizować w domu, a ja podpowiem Wam co obejrzeć, żeby Wasz wybranek nie chrapał z nudów po półgodzinie 😉
„Niebezpieczne związki”, reż. Stephen Frears,1988
Glenn Close, John Malkovich i młodziutcy Uma Thurmann i Keanu Reeves. W sumie mogłabym już nic nie pisać, bo to wystarczająca rekomendacja. To ekranizacja powieści epistolarnej, którą w 1782 roku wydał Pierre Choderlos de Laclos. Porażające kostiumy (aktorzy chodzili w nich na wiele dni przed realizacją zdjęć, by wyglądały naturalnie, na lekko znoszone), obłędne kreacje aktorskie i temat wciąż aktualny… Okazuje się, że 250 lat później kobietom nadal wypada mniej niż mężczyznom. Swoją drogą jeśli znajdziecie czas na książkę to też warto!
„Co się wydarzyło w Madison County”, reż. Clint Eastwood, 1995
Meryl Streep i Clint Eastwood w pięknej historii o miłości dojrzałej. Ten film to dowód na to, że metryka nie ma znaczenia, kiedy pojawia się szalone przyciąganie, pożądanie i miłość. A jeśli w czasie końcowej sceny nie będziecie płakać, to znaczy, że macie serce z kamienia 🙂 Młodsi spojrzą innymi oczami na swoich rodziców, a ludzie w kwiecie wieku poczują, że wszystko przed nimi. Jako uzupełnienie piękny obraz amerykańskiej prowincji i znakomita ścieżka dźwiękowa.
„Pół żartem, pół serio”, reż. Billy Wilder, 1959
Jest historia gangsterska (w końcu wszystko dzieje się w Ameryce czasów prohibicji), jest też historia miłosna. Marilyn Monroe (czyli Sugar Kane Kowalczyk) ma w tym filmie takie kreacje, że szczęka opada, a Jack Lemon i Tony Curtis przechodzą samych siebie. Błyskotliwe żarty sprawiają, że po paru minutach zapominacie, że oglądacie czarno-białe dzieło sprzed prawie 60 lat. I boska pointa – taka mądrość na życie!
„Tylko miłość”, reż. Rob Reiner, 1999
Nie dajcie się nabrać na banalny tytuł. Idealny film dla tych, którzy żyją już wspólnie od ładnych kilku lat, jak i dla par, które dopiero planują wspólne życie. Co się dzieje, kiedy codzienność staje się przytłaczająca i bierze górę nad uniesieniami? Jakie mogą być konsekwencje „zmęczenia materiału” i co zrobić, żeby mu zapobiec? I co jest w życiu naprawdę ważne. To jest bardzo mądry film, pięknie pokazuje damski i męski punkt widzenia i inspiruje. Warto!
„Kiedy Harry poznał Sally”, reż. Rob Reiner, 1989
Cudowny film z czasów, kiedy Meg Ryan nie dłubała jeszcze bez sensu przy swojej twarzy. Scena orgazmu udawanego w barze szybkiej obsługi przeszła do historii, ale podobnie intrygujących (choć mniej znanych) scen jest w tym filmie wiele. Mnóstwo uniwersalnych mądrości dotyczących związków, par i miłości i półtorej godziny dobrej zabawy w klimacie lat 80. Urocze i błyskotliwe!
„Kilka słów o miłości” reż. Giovanni Veronesi, 2005
Pewnie nie muszę nikomu wyjaśniać, że jestem „italofilką”, więc nie mogło w tym zestawieniu zabraknąć włoskiego filmu. Szczerze mówiąc najchętniej poleciłabym Wam „Małżeństwo po włosku” z Sophią Loren i Marcello Mastroiannim, ale nie znam zbyt wielu facetów, którzy przebrnęliby przez ten film (chociaż dziewczyny śmieją się, płaczą i wzruszają, bo to genialny obraz). „Kilka słów o miłości” to opcja bezpieczna dla obu płci: pokazuje różne etapy miłości, od zauroczenia po rozkwit miłości, od zdrady po pogodzenie. Wszystko pokazane z humorem, ale także z życiową mądrością! Rozrywka z głębszym przekazem – na 14 lutego idealna!