• Instagram
  • YouTube

Podróż samolotem z małym dzieckiem. Jak się przygotować?

Robert przed Świętami, czyli parę miesięcy po swoich drugich urodzinach, odbył swoją pierwszą lotniczą podróż i postanowiłam, że nie popełnię przy niej błędów, które zafundowałam sobie, podróżując samodzielnie z Rysiem, który był wtedy tylko nieco młodszy – a wtedy tych błędów zrobiłam naprawdę sporo.

Tym razem – uzbrojona w wiedzę i doświadczenie – odpowiednio się przygotowałam i… poszło jak z płatka! Więc dzielę się swoimi doświadczeniami – może i dla Was będą pomocne. Będzie mi miło, jeśli udostępnicie mój wpis dalej, może przyda się innym podróżującym wkrótce rodzicom.

Zaznaczam jednak, że ile rodziców i dzieci na świecie, tyle patentów na różne rodzicielskie zagwozdki, więc nic, co piszę, nie jest jedyną słuszną opcją: to po prostu idealnie zadziałało u mnie.

Ula Pedantula podróż z dzieckiem samolotem

Błędy przeszłości

Zacznijmy od błędów, które popełniłam, lecąc z niespełna dwuletnim Rysiem sama do Paryża. Tego nie róbcie 🙂

– Do zabawy zabrałam kredki i samochodziki – po pierwszej połowie lotu szorowałam mokrą chusteczką ślady kredek z okna, stolika i fotela sąsiada (bo czyszczenie własnych ubrań i ubrań Rysia już odpuściłam), a samochodziki rozjechały się w bliżej nieokreślonych kierunkach samolotu niestety bezpowrotnie.

– Miałam wózek, który nie dał się zabrać na pokład. Byłam oczywiście przekonana, że bez problemu znajdę go przy wyjściu z samolotu, ale okazało się, że wylądował dopiero w terminalu, w sekcji bagaży niewymiarowych!!! Oczywiście tak nie powinno być, ale „nie mam pana płaszcza i co mi pan zrobi” – niosłam śpiące, ciężkie dziecko od najdalszego wejścia na lotnisku na rękach, spocona jak koń po wyścigu, taszcząc torbę, w której na szczęście nie ciążyły mi już samochodziki. Jak rozwiązać sprawę wózka, piszę poniżej 🙂

– Nie byłam przygotowana na bolesne dla uszu dziecka zmiany ciśnienia – pewnie mi się wydawało, że jak wróżka sfrunie do mnie stewardessa z dwoma kubeczkami wypełnionymi zanurzoną na chwilę we wrzątku watą i jeszcze mi je przytrzyma… tia… Młody przy lądowaniu płakał naprawdę rozpaczliwie, a ja nic nie mogłam z tym zrobić.

– Zapomniałam smoczków, ze wszystkich niezbędnych rzeczy musiałam zapomnieć właśnie tej!!! No niestety.

Z Robertem byłam już lepiej przygotowana, a smoczki miałam wetknięte w każdą możliwą kieszeń. Zatem oto moje podróżne rady:

Umiesz liczyć, licz na siebie

W podróży spotkasz różnych ludzi: część z nich nie znosi dzieci i nie dość, że nie będą pomocni, to jeszcze będą utrudniać ci życie. W sumie nie mam pretensji, też mnie kiedyś wkurzały małe dzieci w samolocie.

Dużo zależy od tego, kogo spotkasz, skąd i dokąd lecisz. Czasem procedury są nieprzyjemne, czasem będziesz stać w kolejce jak wszyscy, czasem personel czy współpasażerowie ci nie pomogą, chociaż to nic nie kosztuje. Innym razem spotkasz przyjaznych ludzi, ktoś przychyli ci nieba, a personel i na lotnisku, i w samolocie będzie Cię wspierać. Ale przygotuj się raczej, że jedziesz jak zwykle, tylko z dzieckiem i nie licz na za wiele.

Nie zapomnę, jak okropnie się poczułam, kiedy w lodowaty lutowy dzień steward, który pomógł mi nieść przez caaaały samolot torbę, kiedy ja niosłam śpiącego Rysia, wręczył mi ją w drzwiach, przy samolotowych schodach, mówiąc „au revoir, madame”. I zostawił mnie na szczycie tych schodów, kiedy pełen ludzi autobus czekał na dole. Czy mam pretensje? W sumie nie – może takie mają procedury. Na szczęście w autobusie ktoś ustąpił mi miejsca i jakoś dałam radę. Ale nie ma się co nastawiać na szczególne ułatwienia, bo czasem one będą, a czasem nie.

Postaraj się wnieść wózek na pokład

Tak, wiem, nie zawsze jest to możliwe. Ale jeśli wózek spełnia kryteria bagażu podręcznego, to nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby nie umieścić go w schowku nad głową lub pod poprzedzającym fotelem. A to superrozwiązanie, bo nawet jak dziecko zaśnie w drodze, to „pyk” i tuż za drzwiami samolotu rozkładasz wózek i dziecko dalej śpi spokojnie. Tak, wiem, najczęściej te wózki są wystawione tuż po wyjściu, na płycie lotniska albo w rękawie, ale… w pamiętnym locie do Paryża tak nie było.

Ponieważ moja kosmicznie wielka Emmaljunga nie spełnia tego warunku, a miejski wózek oddałam komuś, kto potrzebował go bardziej niż ja, to po prostu wynajęłam wózek w wypożyczalni, wybierając taki model, który składa się w podręczny bagaż, wraz z torbą, w której mogłam go przewieźć. Baby Jogger spisał się idealnie nawet we włoskich górach i choć za wynajem zapłaciłam 360 zł za dwa tygodnie, to uważam, że warto było mieć go ze sobą!

Tu jest link do wypożyczalni, z której korzystałam: https://mycityrent.pl

Dobrze wybierz zabawki

Jak już wiecie ze wstępu, nawet zwykłe kredki w samolocie mogą się okazać bronią masowego rażenia. A że Robert nie ogląda bajek, to na pokładzie trzeba było zapewnić rozrywkę innego rodzaju.

Przy pierwszym locie już same pasy, rozkładany stolik, zasuwane okienko czy instrukcje ewakuacji samolotu będą bardzo pasjonujące. W zestawie atrakcji mieliśmy też jeden (żeby nie wkurzać współpasażerów) spacer od jednego do drugiego końca samolotu. Uważam też, że dobrze w tych pełnych wrażeń okolicznościach zostawić dziecko w spokoju: niech chwilę odpocznie, pogapi się przez okno. Nie trzeba go zabawiać i zajmować przez cały czas.

Janod Magnetyczna Układanka Magnetibook Janod Magnetyczna Układanka Magnetibook
Magnetyczna układanka Janod Magenibook sprawdziła się doskonale [KLINKIJ TUTAJ, żeby przenieść się do sklepu – link afiliacyjny]

W jednym z internetowych „poradników” znalazłam patent, żeby zabierać ze sobą zabawki na przyssawkę. Otóż niestety w samolotach (a na pewno w tych, którymi leciałam) powierzchnie są na tyle chropowate, że zabawki nie daje się zamocować i moje plany budowania złożonych konstrukcji szybko legły w gruzach. Idealnie za to sprawdziły się magnetyczne układanki, magnetyczne klocki (ale bez elementów kulistych, żeby nie oddalały się za szybko po podłodze), klocki jeżyki oraz „tablet” do rysowania i książeczki, zwłaszcza te o lotach samolotem.

Klocki Geomag Magicube
Klocki Geomag Magneticube [KLIKNIJ TUTAJ żeby przenieść się do sklepu – link afiliacyjny]

Klocki jeżyki, czyli Btoys Bristle Block Stackadoos – zatwierdzone przez Roberta, jako świetna podróżna zabawka [KLINKIJ TUTAJ, żeby przenieść się do sklepu – link afiliacyjny]

Smiki Smiki Dinozaur Tablet Graficzny Z Ekranem Lcd, czyli stary dobry znikopis [KLIKNIJ TUTAJ, aby przenieść się do sklepu – link afiliacyjny]


Książeczki w sam raz do samolotu:
1. Mam przyjaciela pilota. Mądra Mysz [KLIKNIJ TUTAJ – link afiliacyjny]
2. Pociągi, statki, samoloty [KLIKNIJ TUTAJ – link afiliacyjny]
3. Zuzia leci samolotem. Mądra mysz [KLIKNIJ TUTAJ – link afiliacyjny]
4. Na lotnisku. Mądra Mysz [KLIKNIJ TUTAJ – link afiliacyjny]

Wyrównaj ciśnienie

Podpytywałam znający się na rzeczy personel pokładowy o sposoby na bolące uszy i okazało się, że najlepiej działa: bidon z wodą do popijania małymi łykami. Miałam więc ze sobą mój ulubiony bidon Contigo w wersji dziecięcej, ale trochę nie pomyślałam, bo kiedy otworzyłam go już na wysokości przelotowej wyleciał z niego pod ciśnieniem strumień wody, ochlapując skutecznie mnie i Robcia. Szczęśliwie miałam pod ręką „pieluchę na wypadek pawia” (o niej później).

Jeszcze bardziej niż woda przydał się zwykły, okrągły lizak! Robert takich rarytasów nie zna, w związku z tym bardziej atrakcyjny od startu okazał się dorodny, truskawkowy chupa chups. Połowę skonsumował przy starcie, a drugą połowę przy podchodzeniu do lądowania. Lizak wymusza ciągłe przełykanie śliny, więc to supersposób na uszy. Choć muszę przyznać, że w locie powrotnym z powodu silnego wiatru zniżaliśmy się naprawdę bardzo, bardzo szybko i Młody trochę pomarudził, ale miał prawo, bo mnie zatkało na amen, mimo że przedmuchiwałam się jak nas na kursie nurkowym uczono.

Wycisz emocje i… dźwięki

Wiadomix, każdy jest lekko zdenerwowany przed podróżą, zwłaszcza jak są tłumy, opóźnienia, zamieszanie. Dzieci łapią to w lot. Ponieważ teraz lecieliśmy we czworo, to ja ogarniałam Roberta, a Sławek z Rysiem resztę. Dzięki temu nie było zamieszania, ja mogłam się skupić na dziecku i nie było też sprzecznych komunikatów i pomysłów, co robić. Ale poza spokojnym rodzicem pomogło nam wyciszenie dźwięków.

Robert nie lubi hałasu, więc przed wylotem kupiłam mu wyciszające nieprzyjemne dźwięki słuchawki. Co ciekawe, można było z nim normalnie rozmawiać, nie krzyczał też mówiąc, ale nie przeszkadzał mu szum silników, zwłaszcza przy starcie. Nie miałam szansy sprawdzić „jak to słychać”, bo słuchawki są naprawdę małe, na dziecięce łebki, ale Robert miał je na sobie co najmniej przez połowę lotu, sam zakładał i zdejmował, kiedy chciał.

Podróż z dzieckiem samolotem słuchawki

Słuchawki ochronne nauszniki dzieci BANZ, które sprawdzą się też podczas koncertów i innych „głośnych” wydarzeń [KLINKIJ TUTAJ, żeby przenieść się do sklepu – link afiliacyjny]

Przygotuj się na każdą ewentualność

Ja najbardziej obawiałam się pawia (nigdy nie wiadomo). Na tego pawia miałam przy sobie tetrowe pieluchy w rozmiarze XXL – jakby coś się przydarzyło, to paw w pieluchę i jakoś damy radę, a gdyby się trzeba było przebrać w małej walizce miałam ubrania na zmianę dla siebie i młodego.

Ale tak naprawdę w tę kabinówkę zapakowałam wszystko, co mogłoby mi być potrzebne, żeby w miarę spokojnie przeżyć 24h z dzieckiem, gdyby spotkała mnie w podroży atrakcja w postaci niespodziewanego noclegu z powodu odwołanego samolotu czy lądowania nie w tym mieście, w którym planowałam z powodu złej pogody (a i jedno, i drugie już mnie kiedyś spotkało).

Zapakowałam więc ubranie na zmianę dla niego, piżamkę ze śpiworkiem, mleko modyfikowane, zapas pieluch, jakieś krakersy i inne słone ciastka, które w ekstremalnej sytuacji mogą zastąpić posiłek, ze dwa banany, wodę (kupioną już na lotnisku oczywiście). Szczęśliwie nic się nie przydało, ale naprawdę lepiej być na takie okoliczności przygotowanym, bo ja mogę sobie spać choćby w ubraniu i zjeść na kolację hot-doga ze stacji, ale dwulatek to jednak coś innego. Czasem nasz bagaż znajdzie się w jednym mieście, a my w innym i lepiej na taką okoliczność przygotować się wcześniej 🙂

Mam nadzieję, że tym wpisem nie odebrałam Wam ochoty na podróżowanie z maluchem 🙂 Bo co tu dużo mówić, to kawał ciężkiej roboty, a nie winko, książeczka i lecimy 🙂 Ale jak wiadomo – im się człowiek lepiej przygotuje, tym lepiej mu pójdzie, więc trzymam za Was kciuki i polecam także filmy i podróżowaniu z dziećmi, które znajdziecie na moim kanale na YouTubie!

Pakowanie na podróż z małym dzieckiem

3 komentarzy

Zostaw komentarz

Wypełnij formularz aby się zarejestrować

Dzięki naszemu newsletterowi bądź na bieżąco z tym co się dzieje u Uli Pedantuli!

Wyrażam zgodę na otrzymywanie drogą elektroniczną na wskazany przeze mnie adres email informacji handlowej w rozumieniu art. 10 ust. 1 ustawy z dnia 18 lipca 2002 roku o świadczeniu usług drogą elektroniczną od Pedantula - Urszula Chincz z siedzibą przy ul. Łowickiej 58/4 w Warszawie, kod pocztowy: 02-531 Warszawa, NIP 521 236 25 55, REGON: 017353030.